M. Kalecki, Polityczne aspekty pełnego zatrudnienia (1943)

phot_kalecki_ksiazki

Tekst opublikowany za zgodą prof. Jerzego Osiatyńskiego.

 

 

MICHAŁ KALECKI: POLITYCZNE ASPEKTY PEŁNEGO ZATRUDNIENIA*[1] (1943)

 

I

 

  1. Znakomita większość ekonomistów uważa obecnie, że nawet w gospodarce kapitalistycznej można zapewnić pełne zatrudnienie za pomocą programu wydatków państwowych, jeśli tylko istnieje odpowiedni plan zatrudnienia całej dostępnej siły roboczej oraz zapewnione są dostawy niezbędnych surowców zagranicznych w zamian za towary eksportowane.

 

Gdy rząd podejmuje inwestycje publiczne (np. buduje szkoły, szpitale i drogi) lub subsydiuje masową konsumpcję (za pomocą zasiłków rodzinnych, obniżania podatków pośrednich lub dotacji mających na celu obniżenie cen artykułów pierwszej potrzeby), co więcej, gdy wydatki te finansuje się z długu publicznego, a nie przez wzrost opodatkowania  (co mogłoby ujemnie wpłynąć na inwestycje prywatne i na konsumpcję), to efektywny popyt na dobra i usługi można zwiększyć aż do takich rozmiarów, przy których zostanie osiągnięte pełne zatrudnienie. Zwróćmy uwagę, że takie wydatki państwowe zwiększają zatrudnienie nie tylko bezpośrednio, ale i pośrednio, gdyż zwiększone dzięki nim dochody wywołują wtórny wzrost popytu na dobra konsumpcyjne i inwestycyjne.

 

  1. Można spytać, skąd ludzie mają wziąć pieniądze, które pożyczają rządowi, jeśli nie obniżają przy tym swoich inwestycji ani konsumpcji. Aby zrozumieć ten proces, sądzę, że najlepiej wyobrazić sobie na chwilę, iż rząd płaci swoim dostawcom za pomocą państwowych obligacji. Ci na ogół nie zatrzymują obligacji, ale puszczają je w obieg, nabywając inne dobra i usługi. Obligacje te będą w obiegu dopóty, dopóki w końcu nie trafią do osób lub przedsiębiorstw, które zatrzymają je jako aktywa przynoszące odsetki. W każdym okresie globalny przyrost obligacji rządowych w posiadaniu (przejściowym lub ostatecznym) poszczególnych osób i przedsiębiorstw będzie równy wartości dóbr i usług sprzedanych rządowi. Tak więc w istocie gospodarka pożycza rządowi dobra i usługi, których produkcję „finansuje się” za pomocą obligacji. W rzeczywistości za te dobra i usługi państwo płaci gotówką, a nie obligacjami, ale równocześnie emituje obligacje w celu wchłonięcia tej gotówki; jest to więc równoważne przykładowi, który tu opisaliśmy.

 

Co się jednak stanie, gdy społeczeństwo nie jest skłonne do wchłonięcia całego przyrostu obligacji państwowych? Ostatecznie zostaną one zaoferowane bankom w zamian za gotówkę (za banknoty lub wkłady bankowe). Jeżeli banki przyjmą tę ofertę, to stopa procentowa nie ulegnie zmianie. W przeciwnym przypadku cena obligacji spadnie, co jest równoznaczne z wzrostem stopy procentowej. Zachęci to społeczeństwo do przechowywania większej ilości obligacji w stosunku do wkładów bankowych. Wynika stąd, że stopa procentowa zależy od polityki banków, a zwłaszcza banku centralnego. Gdy polityka ta zmierza do utrzymania stopy procentowej na pewnym poziomie, można to z łatwością osiągnąć bez względu na rozmiary długu państwowego. Taka była i jest sytuacja w czasie obecnej wojny. Mimo astronomicznych deficytów budżetowych stopa procentowa nie wykazała żadnego wzrostu od początku 1940 r.

 

  1. Można wysunąć zastrzeżenie, że wydatki państwowe finansowane z deficytu wywołają inflację. Odpowiemy na to, że stworzony przez państwo efektywny popyt działa taka samo jak każdy inny wzrost popytu. Gdy istnieją nie wykorzystane zasoby siły roboczej, urządzeń wytwórczych i zagranicznych surowców, to wzrost popytu jest zaspokajany zwiększeniem produkcji. Kiedy jednak zostanie osiągnięte pełne wykorzystanie zasobów, a efektywny popyt nadal wzrasta, nastąpi wzrost cen, który doprowadzi do zrównania popytu na dobra i usługi z ich podażą (przy nadmiernym zatrudnieniu zasobów, czego jesteśmy świadkami w aktualnych warunkach gospodarki wojennej, inflacyjnego wzrostu cen można unikać tylko o tyle, o ile uda się za pomocą racjonowania i podatków bezpośrednich ograniczyć efektywny popyt na dobra konsumpcyjne). Wynika stąd, że jeśli interwencja państwa zmierza do osiągnięcia pełnego zatrudnienia, ale nie doprowadza do zwiększenia efektywnego popytu powyżej tych rozmiarów, to nie ma podstaw do obawy przed inflacją[2].

 

II

 

  1. Przedstawione wyżej rozumowanie jest bardzo uproszczonym i niewyczerpującym wykładem ekonomicznej teorii pełnego zatrudnienia. Sądzę jednak, że wystarcza do zaznajomienia czytelnika z podstawową treścią tej teorii i dzięki temu pozwoli mu śledzić dalsze wywody na temat politycznych problemów związanych z osiągnięciem pełnego zatrudnienia.

 

Przede wszystkim należy stwierdzić, że choć większość ekonomistów zgadza się dziś z tym, iż za pomocą wydatków państwowych można zapewnić pełne zatrudnienie, to o zgodzie takiej żadną miarą nie mogło być mowy w niezbyt odległej przeszłości. Wśród przeciwników tej teorii znajdowali się (i nadal się znajdują) tak zwani „wybitni eksperci gospodarczy”, ściśle powiązani z systemem bankowym i przemysłem. Wskazuje to na polityczne podstawy opozycji przeciwko teorii pełnego zatrudnienia, jakkolwiek wysuwa się tu argumenty natury ekonomicznej. Nie chcemy przez to powiedzieć, że ci, którzy je wysuwają, sami nie wierzą w ich ekonomiczne przesłanki, jak słabe by one nie były. Ale uporczywa ignorancja zazwyczaj odzwierciedla polityczne motywy leżące u jej podstaw.

 

Istnieją jednakże nawet bardziej bezpośrednie wskazówki, że chodzi tu o problem polityczny pierwszorzędnej wagi. Nastawienie to przejawiało się wyraźnie w czasie wielkiego kryzysu gospodarczego lat trzydziestych, gdy kapitaliści konsekwentnie przeciwstawiali się eksperymentom podniesienia zatrudnienia poprzez wydatki państwowe we wszystkich krajach, z wyjątkiem hitlerowskich Niemiec. Było to wyraźnie widoczne w USA (opozycja przeciwko polityce „Nowego Ładu”), we Francji (opozycja przeciwko eksperymentowi Bluma) i również w Niemczech przed dojściem Hitlera do władzy. Niełatwo wytłumaczyć takie stanowisko. Jasne jest przecież, że wyższa produkcja i zatrudnienie są korzystne nie tylko dla robotników, ale i dla kapitalistów, ponieważ ich zyski rosną. Polityka pełnego zatrudnienia, którą w zarysie przedstawiliśmy wyżej, nie czyni wyrwy w zyskach, gdyż nie wymaga przecież wprowadzenia nowych podatków. W czasie kryzysu „wodzowie przemysłu” tęsknią za ożywieniem. Dlaczego więc nie witają z radością „syntetycznego ożywienia”, które państwo im ofiarowuje? Oto trudne i niezwykle ciekawe zagadnie, którym chcemy się zająć w tym artykule.

 

Przyczyny opozycji kapitalistów w stosunku do pełnego zatrudnienia osiąganego przez wydatki państwowe podzielone być mogą na trzy kategorie: 1) niechęć do wtrącania się państwa do zagadnienia zatrudnienia w ogóle; 2) niechęć w stosunku do kierunku wydatków państwowych (inwestycje publiczne i subsydiowanie konsumpcji); 3) niechęć do społecznych i politycznych przemian wynikających ze stałego utrzymywania pełnego zatrudnienia. Rozważmy szczegółowo każdy z tych trzech rodzajów obiekcji w stosunku do państwowej polityki  ekspansji gospodarczej.

 

  1. Zajmijmy się więc przede wszystkim niechęcią „wodzów przemysłu” do państwowej interwencji w sprawach zatrudnienia. Na każde rozszerzenie zakresu działalności gospodarczej państwa patrzą kapitaliści z podejrzliwością, lecz podnoszenie zatrudnienia za pomocą wydatków państwowych ma szczególny aspekt, który zaostrza ich opór. W systemie laisser-faire poziom zatrudnienia zależy w dużej mierze od tzw. atmosfery zaufania. Gdy ta atmosfera ulega zmąceniu, inwestycje maleją, co pociąga z sobą spadek produkcji i zatrudnienia (bezpośrednio lub pośrednio – przez wpływ spadku dochodów na spożycie i inwestycje). Zapewnia to kapitalistom automatyczną kontrolę nad polityką rządową. Rząd musi unikać wszystkiego, co może zmącić „atmosferę zaufania”, gdyż może to wywołać kryzys gospodarczy. Gdy jednak rząd nauczy się raz sztuczki podnoszenia zatrudnienia przez własne wydatki, wówczas to „urządzenie kontrolne” traci na swej efektywności. Właśnie dlatego deficyt budżetowy, niezbędny do przeprowadzenia interwencji państwowej, winien być uznany za zgubny. Społeczna funkcja doktryny „zdrowych finansów” polega na uzależnieniu poziomu zatrudnienia od „atmosfery zaufania”.

 

  1. Niechęć „wodzów przemysłu” do polityki ekspansji wydatków państwowych zaostrza się jeszcze, gdy poczynają rozważać cele, na które te wydatki mają być przeznaczone, mianowicie publiczne inwestycje oraz subsydiowanie konsumpcji masowej.

 

Cel, do którego zmierza interwencja państwowa, wymaga, by inwestycje publiczne ograniczały się do obiektów nie konkurujących z aparatem wytwórczym kapitału prywatnego (np. do szpitali, szkół, dróg, itp.), w przeciwnym bowiem razie zwiększenie inwestycji publicznych mogłoby oddziałać ujemnie na rentowność inwestycji prywatnych, a spadek tych ostatnich mógłby przekreślić dodatni wpływ inwestycji publicznych na zatrudnienie. Koncepcja ta całkowicie przypada kapitalistom do gustu, lecz zakres takich inwestycji publicznych jest raczej wąski i istnieje możliwość, że rząd, działając w myśl tej polityki, pokusi się o znacjonalizowanie transportu lub urządzeń użyteczności publicznej, aby rozszerzyć pole interwencji[3].

 

Można by się spodziewać, że „wodzowie przemysłu” i ich eksperci będą odnosili się chętniej do subsydiowania konsumpcji masowej (za pomocą zasiłków rodzinnych, subsydiów mających na celu obniżenie cen artykułów pierwszej potrzeby, itp.) niż do inwestycji publicznych; przez subsydiowanie konsumpcji państwo nie wkraczałoby już bowiem w żadnym razie w sferę „działalności przedsiębiorczej”. W rzeczywistości jednak sprawa przedstawia się inaczej: subsydiowanie masowej konsumpcji napotyka ostrzejszy sprzeciw tych ekspertów aniżeli inwestycje publiczne. Tu bowiem chodzi o zasadę „moralną” najwyższej wagi. Podstawy etyki kapitalistycznej wymagają, „byś w pocie chleba swego dobywał”, chyba że żyjesz z dochodów z kapitału.

 

  1. Rozważyliśmy wyżej polityczne podstawy opozycji przeciwko polityce podnoszenia zatrudnienia przez wydatki państwowe. Ale gdyby opozycja ta została przezwyciężona – co może oczywiście nastąpić pod naciskiem mas – utrzymywanie pełnego zatrudnienia wywołałoby polityczne i społeczne przemiany, które stanowiłyby nowy asumpt do sprzeciwu „wodzów przemysłu”. Istotnie, przy systemie stałego pełnego zatrudnienia zwalnianie z pracy przestałoby odgrywać rolę środka dyscyplinarnego. Pozycja pryncypała w hierarchii społecznej byłaby zachwiana, a wzrosłaby pewność siebie i świadomość klasowa robotników. Strajki o wyższe płace i poprawę warunków pracy wytwarzałyby napięcie polityczne. Zyski kształtowałyby się, co prawda, w systemie pełnego zatrudnienia powyżej przeciętnego ich poziomu w warunkach laisser-faire. Nawet wzrost płac wynikający z mocniejszej pozycji robotników wpływałby raczej na wzrost cen niż redukcję zysków i przeto godziłby głównie w interesy rentierów. Ale „dyscyplina w zakładach pracy” i „stabilizacja polityczna” są dla kapitalistów ważniejsze niż bieżące zyski. Ich instynkt klasowy mówi im, że trwałe pełne zatrudnienie jest „niezdrowe” z ich punktu widzenia i że bezrobocie jest integralnym elementem normalnego systemu kapitalistycznego.

 

III

 

  1. Jedną z ważnych funkcji faszyzmu, jak to widać na przykładzie hitleryzmu, było wyeliminowanie przyczyn sprzeciwu kapitalistów w stosunku do pełnego zatrudnienia. Niechęć do wydatków państwowych jako takich przezwycięża faszyzm przez fakt, że machina państwowa jest pod bezpośrednią kontrolą spółki wielkiego kapitału z górą faszystowską. Mit „zdrowych finansów”, który był potrzebny, aby przeszkodzić rządowi w przeciwdziałaniu „kryzysowi zaufania” za pomocą wydatków państwowych, jest już niepotrzebny. W państwie demokratycznym nie wiadomo na pewno, jaki będzie następny rząd, ale w państwie faszystowskim nie ma następnego rządu.

 

Niechęć do wydatków państwowych na inwestycje publiczne lub na subsydiowanie masowej konsumpcji przezwycięża się przez skoncentrowanie wydatków państwowych na zbrojeniach. Wreszcie „dyscyplina w zakładach pracy” i „polityczna stabilizacja” przy pełnym zatrudnieniu zapewnione są przez „nowy porządek”, na który składają się różne środki: od rozwiązywania związków zawodowych do obozów koncentracyjnych. Nacisk polityczny zastępuje tutaj ekonomiczny nacisk bezrobocia.

 

  1. Fakt, że zbrojenia są osią faszystowskiej polityki pełnego zatrudnienia, ma głęboki wpływ na jej charakter gospodarczy. Wielkim zbrojeniom towarzyszy ekspansja sił zbrojnych i plany podbojów. Zbrojenia te pociągają za sobą również konkurencyjne wydatki zbrojeniowe w innych krajach. W ten sposób główny cel wydatków państwowych przesuwa się stopniowo od pełnego zatrudnienia do zapewnienia maksymalnego efektu zbrojeniowego. W efekcie zatrudnienie staje się „zbyt wielkie”; nie tylko nie występuje już bezrobocie, ale pojawia się ostry brak siły roboczej. Na każdym odcinku występują wąskie gardła, którym trzeba zapobiegać, wprowadzając wiele systemów kontrolnych. Taka gospodarka ma wiele cech „gospodarki planowej” i czasami porównuje się ją, bez znajomości przedmiotu, z socjalizmem. Jednakże ten typ „planowania” musi występować zawsze, gdy gospodarka wyznacza sobie jakieś ambitne zadania produkcyjne w konkretnej sferze działalności i kiedy staje się „gospodarką podporządkowaną celowi”; „gospodarka wojenna” wymaga zwłaszcza ograniczenia spożycia poniżej poziomu, który mógłby być osiągnięty przy pełnym zatrudnieniu.

 

System faszystowski rozpoczyna się od przezwyciężenia bezrobocia, rozwija się w „gospodarkę zbrojeniową”, charakteryzującą się brakiem czynników wytwórczych, i zmierza nieodwołalnie do wojny.

 

IV

 

  1. Jakie będą praktyczne konsekwencje opozycji kapitalistów wobec polityki pełnego zatrudnienia w kapitalistycznej demokracji? Postaramy się odpowiedzieć na to pytanie na podstawie przeprowadzonej wyżej analizy przyczyn tej opozycji. Wskazywaliśmy, że można oczekiwać sprzeciwu „wodzów przemysłu” w trzech płaszczyznach: 1) zasadniczego sprzeciwu w stosunku do ekspansji wydatków państwowych finansowych z deficytu budżetowego; 2) sprzeciwu w stosunku do skierowania wydatków państwowych czy to na inwestycje publiczne – co może zapowiadać wkroczenie państwa w nowe dziedziny działalności ekonomicznej – czy to na subsydiowanie masowej konsumpcji; 3)sprzeciwu w stosunku do polityki stałego utrzymywania pełnego zatrudnienia, w przeciwieństwie do polityki ograniczającej się tylko do zapobiegania głębokim i długotrwałym kryzysom.

 

Przede wszystkim należy stwierdzić, że okres, w którym „wodzowie przemysłu” mogli sobie pozwolić na zwalczanie jakiejkolwiek formy interwencji państwowej mającej na celu łagodzenie kryzysów gospodarczych należy już raczej do przeszłości. Przyczyniły się do tego trzy czynniki: 1) pełne zatrudnienie w czasie obecnej wojny; 2) rozwój ekonomicznej teorii pełnego zatrudnienia; 3) częściowo na skutek poprzednich dwóch hasło – „nigdy więcej bezrobocia”, głęboko zakorzenione w świadomości mas. Sytuacja ta znalazła odzwierciedlenie w niedawnych wystąpieniach „wodzów przemysłu” i ich ekspertów. Obecnie nie kwestionuje się konieczności interwencji państwowej w czasie kryzysu. Spór toczy się jednak nadal o kierunek tej interwencji oraz o to, czy ma ona być puszczona w ruch jedynie w celu łagodzenia kryzysu, czy też ma zmierzać do zapewnienia stałego pełnego zatrudnienia.

 

  1. W bieżących dyskusjach na te tematy ciągle wypływa koncepcja przeciwdziałania kryzysom za pomocą stwarzania zachęty do inwestycji prywatnych. Bodźce takie mogą polegać na obniżeniu stopy procentowej, redukcji podatku od zysków lub też na bezpośrednim subsydiowaniu inwestycji prywatnych w ten czy inny sposób. Nie ma nic dziwnego w tym, że takie metody interwencji są atrakcyjne dla kapitalistów. Kapitalista pozostaje tym medium, przez które prowadzona jest interwencja. Jeśli nie ma on zaufania do sytuacji politycznej, to nie da się „przekupić” i nie podniesie swych inwestycji. Jednocześnie przy takiej interwencji państwo nie „bawi się w inwestycje” (publiczne) ani też nie „wyrzuca pieniędzy” na subsydiowanie spożycia. Można jednak wykazać, że stwarzanie podniety dla inwestycji prywatnych nie jest skuteczną metodą zapobieżenia masowemu bezrobociu.

 

Należy tu rozpatrzyć dwa przypadki:

 

  1. Redukuje się poważnie w czasie kryzysu stopę procentową albo podatek od zysków, a podnosi się je w czasie ożywienia. W tym przypadku zarówno okres, jak i amplituda cyklu koniunkturalnego mogą być zredukowane, lecz gospodarka nie tylko w czasie kryzysu, ale nawet i podczas ożywienia może być daleka od stanu pełnego zatrudnienia, tzn. przeciętne bezrobocie może być nadal wysokie, mimo iż wykazywać będzie słabsze wahania.
  2. Redukuje się znów w czasie kryzysu stopę procentową czy podatek od zysków, ale nie podnosi się ich w następnym ożywieniu. W tym przypadku ożywienie będzie trwało dłużej, ale musi zakończyć się załamaniem, gdyż jedna redukcja stopy procentowej albo podatku od zysków nie eliminuje oczywiście sił, które wywołują wahania koniunkturalne w gospodarce kapitalistycznej. W nowym kryzysie trzeba będzie znowu zredukować stopę procentową albo podatek od zysków itd. W ten sposób w czasie niezbyt odległym stopa procentowa musiałaby być ujemna, a podatek od zysków musiałby być zastąpiony przez sybsydium. To samo nastąpiłoby gdyby próbowano utrzymywać pełne zatrudnienie za pomocą podniet dla inwestycji prywatnych. Stopa procentowa i podatek od zysków musiałyby być stale redukowane[4].

 

Poza tym podstawowym defektem zwalczania bezrobocia za pomocą zachęcania do inwestycji prywatnych istnieje jeszcze dodatkowa trudność o charakterze praktycznym. Reakcja przedsiębiorców na stosowanie środków, o których mowa jest niepewna. W czasie ostrego kryzysu mogą oni mieć bardzo pesymistyczny pogląd na przyszłość i redukcja stopy procentowej lub podatku od zysków może wtedy przez długi czas wpływać bardzo nieznaczenie na inwestycje, a więc również na poziom produkcji i zatrudnienia

 

  1. Nawet ci, którzy wypowiadają się za zwalczaniem kryzysu przez stwarzanie podniet dla inwestycji prywatnych, nie polegają częstokroć wyłącznie na tej metodzie, lecz biorą pod uwagę również inwestycje publiczne. Sytuacja przedstawia się obecnie tak, że „wodzowie przemysłu” i ich eksperci mają tendencję do przyjęcia – jako „mniejszego zła” – łagodzenia kryzysu za pomocą wydatków państwowych finansowanych drogą deficytu budżetowego. Wydaje się jednak, że są oni nadal stanowczo przeciwni podnoszeniu zatrudnienia za pomocą subsydiowania konsumpcji i wysiłkom utrzymywania pełnego zatrudnienia.

 

Ten stan rzeczy jest, być może, symptomatyczny dla przyszłego systemu gospodarczego demokracji kapitalistycznych. W czasie kryzysu – albo na skutek nacisku mas, a być może nawet bez tego – uruchamiać się będzie w celu przeciwdziałania masowemu bezrobociu inwestycje publiczne finansowane za pomocą deficytu budżetowego. Ale jeśli czynione będą próby zastosowana tej metody w celu utrzymania wysokiego poziomu zatrudnienia osiągniętego w następującym potem ożywieniu, napotka to prawdopodobnie ostry sprzeciw „wodzów przemysłu”. Jak już wywodziliśmy powyżej, nie przepadają oni bynajmniej za stałym pełnym zatrudnieniem. Robotnicy stają się wszak w takiej sytuacji „krnąbrni” i „wodzów przemysłu” świerzbią ręce, by „dać im nauczkę”. Poza tym podwyżka cen w czasie ożywienia działa na niekorzyść małych i dużych rentierów, tak iż zaczynają oni odczuwać niechęć do dobrej koniunktury.

 

W tej sytuacji sformuje się prawdopodobnie blok wielkiego kapitału oraz interesów rentierskich i blok ten znajdzie chyba niejednego ekonomistę, który orzeknie, że sytuacja jest wybitnie niezdrowa. Nacisk wszystkich sił, a w szczególności wielkiego kapitału, skłoni zapewne rząd do nawrotu do tradycyjnej polityki unikania deficytu budżetowego. W ten sposób nastąpi kryzys, w którym polityka ekspansji wydatków państwowych odzyska znów swe znaczenie.

 

Ten schemat „ politycznego cyklu koniunkturalnego” nie jest całkowicie hipotetyczny, gdyż podobny rozwój wypadków nastąpił w Stanach Zjednoczonych w latach 1937-1938. Załamanie ożywienia w drugiej połowie 1937 r. było w istocie wynikiem ostrej redukcji deficytu budżetowego. Z drugiej zaś strony, gdy nastąpił kryzys, rząd chwycił się szybko polityki ekspansji wydatków państwowych.

 

Tak więc reżym „politycznego cyklu koniunkturalnego” polegałby na sztucznym przywróceniu sytuacji istniejącej w kapitalizmie dziewiętnastego wieku. Pełne zatrudnienie nie byłoby zapewnione poza szczytowym punktem koniunktury, ale kryzysy byłyby stosunkowo łagodne i krótkotrwałe.

 

V

 

  1. Czy wyżej opisany reżym „politycznego cyklu koniunkturalnego” ma zadowalać ludzi postępowych? Sądzę, że z dwóch względów należy mu się przeciwstawiać. Po pierwsze, nie zapewnia on trwałego pełnego zatrudnienia. Po drugie, interwencja państwa wiąże się tu tylko z inwestycjami publicznymi i nie obejmuje subsydiowania konsumpcji. Szerokie masy nie żądają obecnie łagodzenia kryzysów, ale ich całkowitego usunięcia. Pełniejsze wykorzystanie zasobów nie powinno też wynikać z podejmowania niepotrzebnych inwestycji publicznych, których jedynym celem jest zapewnienie pracy. Program wydatków rządowych musi być skierowany na inwestycje publiczne tylko w takim stopniu, w jakim inwestycje te są rzeczywiście potrzebne. Pozostałą część wydatków państwowych niezbędnych do utrzymania pełnego zatrudnienia, należy przeznaczyć na subsydiowanie masowej konsumpcji (zasiłki rodzinne, renty starcze, obniżka podatków pośrednich i dotowanie cen artykułów pierwszej potrzeby). Przeciwnicy takich wydatków państwowych twierdzą, że wówczas rząd nie otrzymuje nic w zamian za wydane pieniądze. Odpowiemy na to, że wydatki te znajdą odzwierciedlenie we wzroście standardu życiowego mas. Czyż nie jest to celem wszelkiej działalności gospodarczej?

 

„Kapitalizm o pełnym zatrudnieniu” będzie naturalnie musiał stworzyć nowe instytucje społeczne i polityczne, które będą odzwierciedlać zwiększoną siłę klasy robotniczej. Jeżeli kapitalizm będzie umiał dostosować się do pełnego zatrudnienia, będzie to znaczyć, że przeszedł on przez przełomową reformę. W przeciwnym przypadku okaże się systemem przestarzałym, który musi zostać wyrzucony na złom.

 

Może jednak walka o pełne zatrudnienie będzie prowadzić do faszyzmu? Może właśnie w ten sposób kapitalizm dostosuje się do pełnego zatrudnienia? Wydaje się to zupełnie nieprawdopodobne. Faszyzm zrodził się w Niemczech w warunkach olbrzymiego bezrobocia i utrzymał się przy władzy dzięki zapewnieniu pełnego zatrudnienia, podczas gdy kapitalistyczna demokracja nie umiała tego osiągnąć. Walka sił postępowych o pełne zatrudnienie jest zarazem środkiem powstrzymującym ponowne nadejście faszyzmu.

 

 

[1] Artykuł ten w przybliżeniu pokrywa się z wykładem, który wygłosiłem wiosną 1942 r. dla Marshall Society w Cambridge.

 

*Przedruk za: Michał Kalecki, Dzieła, t.1, Kapitalizm: koniunktura i zatrudnienie, Państwowe Wydawnictwo Ekonomiczne, Warszawa 1979.

 

[2] Pozostaje jeszcze problem o charakterze bardziej technicznym, mianowicie zagadnienie długu publicznego. Gdy utrzymuje się pełne zatrudnienie za pomocą wydatków państwowych finansowanych z pożyczek, to dług publiczny będzie stale rosnąć. Nie musi to jednak prowadzić do żadnych zaburzeń rozmiarów produkcji i zatrudnienia, jeśli odsetki do długu finansuje się za pomocą rocznego podatku majątkowego. Po opłaceniu podatku majątkowego bieżący dochód jednych kapitalistów będzie niższy, a innych – wyższy niż w przypadku, gdyby dług publiczny się nie zwiększył. Niemniej ich łączne dochody pozostaną nie zmienione, a ich zagregowana konsumpcja zapewne też znacznie się nie zmniejszy. Dalej, podatek majątkowy nie wpłynie na skłonność do inwestowania w kapitał trwały, gdyż podatek ten płaci się od każdego rodzaju majątku. Czy daną sumę trzyma się w postaci gotówki, obligacji państwowych lub inwestuje w budowę nowej fabryki, to płaci się od niej taki sam podatek majątkowy, a zatem względna przewaga jednego rodzaju aktywów w stosunku do innych się nie zmieni. Jeśli zaś inwestycje finansuje się z kredytów, to oczywiście nie podlegają one podatkowi majątkowemu, gdyż nie stanowią przyrostu majątku inwestycyjnego przedsiębiorcy. Zatem wzrost długu państwowego nie wpływa ani na konsumpcję kapitalistów, ani na ich inwestycje, pod warunkiem że odsetki od niego finansuje się za pomocą rocznego podatku majątkowego.

 

[3] Należy tu zaznaczyć, że inwestycje w gałęziach znacjonalizowanych mogą przyczynić się do rozwiązania zagadnienia bezrobocia w tym tylko wypadku, gdy będą dokonywane na zasadach różnych od tych, którymi kierują się prywatne przedsiębiorstwa. Przedsiębiorstwa państwowe muszą ewentualnie zadowalać się niższą stopą zysków i planować swe inwestycje tak, aby łagodzić kryzysy gospodarcze.

 

[4] Teza ta została uzasadniona szczegółowo w moim artykule „Pełne zatrudnienie za pomocą pobudzania prywatnych inwestycji” [w niniejszym tomie]