Czym jest rynek?

Rynek i stoiska, wymiana i transakcje

Rynek to nie jest bezosobowa maszyna. Rynek to nie są wyłącznie abstrakcyjne krzywe popytu i podaży, tak chętnie rysowane podczas wykładów z ekonomii – rynek to znacznie więcej.

 

Rynek to ludzie kupujący i sprzedający, którzy spotykają się w jednym miejscu (fizycznym lub wirtualnym) i jednym czasie, aby wspólnie handlować. Przyjmijmy na początek taką właśnie, roboczą definicję rynku.

 

Nawet automatyzacja procesów rynkowych (transakcyjnych) nie zmienia faktu, że za każdym algorytmem (strategią kupowania i sprzedawania) stoi człowiek. Niezależnie czy jest to szef firmy, handlowiec, programista, czy trader na rynku finansowym. To człowiek tworzy algorytmy. Jest nawet w stanie pisać algorytmy piszące nowe algorytmy, czyli tworzyć samouczące się maszyny. To jednostki lub całe grupy ludzi co jakiś czas modyfikują i zmieniają na własną korzyść wcześniej wymyślone algorytmy, w ten sposób wpływając na stan i strukturę rynku (market design).

 

Twierdzenie, że rynek jest bezosobowy i dlatego jest doskonały, a następnie, że pewne jego „niedoskonałości” biorą się np. z asymetrii informacji, interwencji rządu czy z tzw. lepkości cen – jest jak tłumaczenie przyczyn wypadków lotniczych zjawiskiem grawitacji. Jest obchodzeniem naokoło istotnych kwestii, unikaniem udzielenia odpowiedzi na nurtujące nas pytania. 

 

Możemy się zgodzić i powiedzieć tak, oczywiście, na każdego z nas oddziałuje pole grawitacyjne. Ale co było przyczyną wypadku? Co zawiodło: silnik, pilot, obsługa naziemna? A może samolot nie miał ważnego przeglądu?

 

A zatem musi istnieć coś wewnątrz struktury rynku, coś co powoduje te nagłe zapaści (market failures). Muszą istnieć jakieś przesłanki, dla których pewne rynki w ogóle nie powstają (i tu jest miejsce dla aktywności państwa), podczas gdy inne rynki samoistnie dążą do stopniowej monopolizacji (sektor energetyczny, paliwowy, internetowy), gdy jeszcze inne rynki dążą w kierunku rosnącej niestabilności, zmienności i kruchości (mowa o rynkach finansowych).

Człowiek na tle rynku

Dlaczego niektóre rynki są w stanie funkcjonować przy minimalnej pomocy państwa, inne na niej polegają, a jeszcze inne bez regulacji i działań państwa nie są w stanie egzystować?

 

Zanim przejdziemy do odpowiedzi na te pytania, poświęćmy jeszcze kilka słów na to jak można patrzeć na firmę w kontekście rynku.

 

Firmy to oazy racjonalności na oceanie nieładu, chaosu i nieporządku, który tworzą rynki i ich wzajemne powiązania, zmieniające się ceny oraz relacje cenowe i kredytowe. Firmy w tych warunkach tworzą porządek, ścisłą (najczęściej do pewnego stopnia centralnie zarządzaną) hierarchię, oraz kalkulują koszty i ceny w sposób minimalizujący koszty transakcyjne, a maksymalizujący przychody i zyski.

 

Co istotne, przedsiębiorca najpierw kalkuluje swoje koszty i ustala marżę oraz cenę, i dopiero wtedy idzie (wchodzi) na rynek, skąd czerpie informację zwrotną o swoich kalkulacjach, podjętych decyzjach i inwestycjach. Następnie obmyśla strategię zdobycia wysokiego udziału w rynku lub strategię stworzenia nowego rynku… w ramach obowiązujących regulacji lub w przypadku ich braku obmyślając strategię działań gdy się pojawią. 

 

Rynek – w przeciwieństwie do firmy – jest nieprzewidywalny, nie wybacza błędów i podlega wahaniom i tymczasowym trendom oraz, co najważniejsze, ludzkim emocjom (głównie tym negatywnym jak: lęk, żądza szybkiego zysku, chciwość, pazerność, itd.).

Masa ludzi - stragan w Indiach
Handel na straganie warzywnym, wymiana

My jako zwykli ludzie, inwestorzy, ustawodawcy, podatnicy przez lata za okno wyrzucaliśmy masę spraw i problemów do rozwiązania, w chwili ich wyrzucania powtarzaliśmy niczym słowa modlitwy: „to rozwiąże wolny rynek”, „tamto wyceni wolny rynek”, „tę sprawę najlepiej oddać uczestnikom wolnego rynku”. Pomylenie wolności osobistej indywidualnego człowieka z wolnością przyznaną wybranej grupie ludzi – to jest sedno naszego dzisiejszego problemu. Istotą klasycznego liberalizmu, rozwiniętego m.in. przez Johna Stuarta Milla w jego “On Liberty” z 1859 r., jest wolność jednostki i zapewnienie jej ochrony. Jest to słynna Millowska zasada nieczynienia szkody innym, wyznaczająca granicę wolności jednostki (the harm principle). Przez wiele dekad ta liberalna doktryna stanowiła podstawę dla demokratycznych rządów prawa i poszanowania wolności osobistych (obywatelskich). Jednak z upływem czasu wolność jednostki została przeinaczona w “wolność gospodarczą”, czyli rozszerzona na wolność całych grup interesu, których przedstawiciele w imię “wolnego rynku” walczyli o przestrzeń dla swoich działań, dla własnej ekspansji. Odbywało się to kosztem grup słabszych, kosztem grup z mniejszą siłą przebicia, grup z mniejszym kapitałem i mniejszym wpływem na proces legislacyjny.

 

I tak przez ostatnie lata każdego dnia za okno wyrzucaliśmy problemy społeczne i ekonomiczne z dopiskiem “wolny rynek” i, ku naszemu zdumieniu, wyhodowaliśmy sobie potwornego dziwoląga, który dzisiaj przewyższa nasz własny dom. Codziennie z konieczności rozmawiamy z tym osobliwym stworzeniem, staramy się go okiełznać, udobruchać i udomowić, gdy tak naprawdę stajemy się coraz bardziej jego zakładnikami.

 

Ten domowo hodowany dziwoląg ma kilka głów. Jedną z nich jest system finansowy, a precyzyjniej pisząc: światowy (głównie amerykański) system finansowy. Jednak o tym więcej w kolejnym wpisie. Póki co wróćmy do istoty rynku; oraz do istoty pewnej znanej dychotomii: państwo-rynek.

 

Rodzące się w ostatnich latach nowe teorie ekonomiczne, jak koncepcja „Przedsiębiorczego Państwa” Mariany Mazzucato, „Nowa Ekonomia Strukturalna” Justina Lina czy „Nowoczesna Teoria Monetarna” L. Randalla Wraya wychodzą poza stary, zakrawający wręcz o dogmatyzm, pogląd, iż w gospodarkach stale mamy do czynienia z jakiegoś rodzaju kompromisem na linii: państwo – rynek. Mechanizm wypierania (crowding out effects) prywatnego rynku przez instytucje państwa jest ograniczony do pewnych gospodarek i do pewnych rodzajów aktywności państwa na pewnych rynkach. Innymi słowy, jest to mechanizm odległy od uniwersalnego prawa czy reguły. Z drugiej strony coraz więcej teorii, modeli i dowodów empirycznych – jak choćby te zawarte w  trzech wymienionych powyżej pozycjach – wskazuje na istnienie efektów synergicznych (i prorozwojowych) towarzyszących ekonomicznej działalności państwa. Powszechny pogląd, iż więcej państwa zawsze będzie oznaczać mniej prywatnego rynku, powoli staje się zatem anachroniczny.

 

Czy rzeczywiście państwo jest mniej efektywne niż przedsiębiorstwa działające na „wolnym rynku”? Po pierwsze, trzeba przyznać, że jest to tyleż popularny co niepoparty badaniami sąd. Takiemu poglądowi brakuje perspektywy, co udowadnia w swojej książce Mazzucato. Otóż, oczywiste jest lub winno być, że niektóre projekty, inicjatywy, ogólniej mówiąc rynki są mało zyskowne, ale nadal są użyteczne i społecznie pożądane. Takich aktywności nie podejmuje się sektor prywatny z definicji nakierowany na maksymalizację zysku. Takie rynki jak powszechna służba zdrowia, powszechna i obowiązkowa edukacja, usługi muzealne, usługi oczyszczania wód, usługi dostarczania niezbędnej infrastruktury wszelkiego typu – to przykłady rynków, które tworzy państwo i instytucje publiczne nakierowane na dobro wspólne. Głębokie kryzysy polityczne i kryzysy państwowe pokazują jak bardzo te rynki są nam potrzebne i jak bardzo ich złe funkcjonowanie przekłada się na pogarszający stan gospodarki.

Nowy Jork, Wieża World trade center
Handel na giełdzie za pomocą laptopa

Wróćmy jeszcze do popularnego poglądu, że mamy do czynienia z pewnym mechanizmem „suwakowym” na linii państwo-rynek, że im więcej przesuniemy suwak w jedną stronę, tym gorzej dla tej drugiej. Tego typu upraszczający schemat należy uznać w najlepszym przypadku za skrót myślowy, a w najgorszym za szkodliwy mit.

 

Powiedzmy sobie w jakich sytuacjach ten suwakowy skrót myślowy może mieć zastosowanie. Weźmy jako przykład rynek pietruszki, który działa z grubsza tak: sprzedająca Pani Krystyna mówi, że to jest jej cena sprzedaży (willingness to sell). Na rynek przychodzi druga strona: nabywca. Załóżmy, że jest to Pan Janusz. On kwotuje, to znaczy mówi swoją cenę kupna (willingness to buy), chyba że nie ma no to czasu, chęci lub siły negocjacyjnej – w takim przypadku Pan Janusz przyjmuje podaną cenę sprzedaży, określając ilość nabywanej pietruszki. Dokończenie transakcji oczywiście wymaga pieniędzy. W tym przypadku będzie to gotówka, którą z portfela wyjmie Pan Janusz, wręczając Pani Krystynie do ręki brązowy banknot z wizerunkiem Mieszka I. Zauważmy, że ten banknot (gotówka) jest zobowiązaniem finansowym trzeciej strony transakcji – czyli instytucji państwa, jaką jest bank centralny.

 

Czy na rynku pietruszki wystąpi efekt wypychania inicjatywy prywatnej przez państwo? Raczej jest to mało prawdopodobny scenariusz, niemniej może się zdarzyć. Załóżmy, że jest sobota 9 rano. Szykująca się do wyjazdu na targ Pani Krystyna dostaje telefon od męża, którego bliski znajomy pracuje w urzędzie miasta. Mąż Krystyny właśnie otrzymał lukratywną propozycję sprzedania całego busa warzyw i owoców na imprezę okolicznościową z okazji okrągłej rocznicy wybuchu pewnego ważnego powstania. W ten sposób zamówienie ze strony władz lokalnych (sektora publicznego), może spowodować wyparcie z rynku jednego ze źródeł podaży pietruszki. W skrajnej sytuacji, tj. przy ograniczonej podaży pietruszki (innych warzyw i owoców) wyłącznie do tego co sprzedaje Pani Krystyna, popyt prywatny zostanie niezaspokojony, a Pan Janusz wróci do domu bez pietruszki.

 

W przeciwieństwie do rynku pietruszki, rynek papierów wartościowych, rynek energetyczny, rynek motoryzacyjny (i ogólnie rynki nowych technologii) są dużo bardziej złożone. Podczas gdy rynek pietruszki jest prosty i może funkcjonować w czysto prywatnej formule na zasadzie ustawienia straganu, powieszenia ceny, rozliczenia transakcji i zapłacenia podatku – istnieją tysiące, jeśli nie miliony, innych bardziej skomplikowanych rynków. (Nawiasem mówiąc, dwie ostatnie z wymienionych czynności – to jest rozliczenie transakcji i zapłacenie podatku – nierozerwalnie wiążą ten wydawałoby się „wolny rynek” z państwem, jego organami i jego przepisami).

 

Weźmy pod uwagę inny, bardziej złożony rynek, jak na przykład giełdowy rynek akcji. Obraz funkcjonowania tego rynku jest diametralnie różny od straganu Pani Krystyny z pietruszką, marchewką i cebulą. Tutaj ważna uwaga do ekonomistów: nie ma jednego rynku, jest wiele różnych, często skrajnie zróżnicowanych rynków, których granice wcześniej wyznaczane geograficznie, dziś się zacierają i tworzą się rynki wyznaczane towarowo/usługowo dostępne przez Internet. Nawet giełda papierów wartościowych obejmuje wiele oddzielnych rynków, których specyfika jest różna.

 

Giełdowy rynek akcji to miejsce, na którym handluje się udziałami spółek kapitałowych (a precyzyjniej: spółek akcyjnych, w rozumieniu kodeksu spółek handlowych). Udział w danej firmie to nic innego niż wiązka pewnych praw (w tym prawa własności i prawa do pobierania pożytków, np. w formie wypłacanej dywidendy – czyli części zysku wypracowanego przez spółkę). Giełdowy rynek akcji jest bardzo mocno regulowany. Zasadniczą regulacją jest tutaj ustawa „Prawo o publicznym obrocie papierami wartościowymi” z 1997 r. Kolejne regulacje obejmują na przykład „Szczegółowe Zasady Obrotu Giełdowego w systemie UTP”, ustalane przez Zarząd Giełdy Papierów Wartościowych w Warszawie – organizatora i jednocześnie uczestnika polskiej giełdy papierów wartościowych.

 

Poza regulacjami, nadzorem (rola ta przypada Komisji Nadzoru Finansowego) i dużo bardziej złożoną strukturą tego rynku w porównaniu do rynku pietruszki, widzimy, że państwo (tj. organy i instytucje państwowe) pełni tutaj szereg ważnych ról, i bynajmniej aktywność państwa na tym rynku nie przyczynia się do wypierania podmiotów prywatnych. Przeciwnie, państwo tworzy ramy prawne, zachęca i reguluje ten rynek w celu jego pobudzania, w celu stymulowania jego wzrostu, po to aby ułatwić spółkom notowanym na giełdzie pozyskiwanie finansowania i wzrost ich wartości, dając przy okazji obywatelom możliwość partycypowania w zyskach i w ryzykach generowanych przez spółki. Przy tym państwo zwiększa przejrzystość i zmniejsza ryzyko związane z tymi działaniami i decyzjami finansowymi. Ponadto, mamy tutaj do czynienia z sytuacją, w której więcej spółek skarbu państwa na rynku powoduje jego wzrost, zwiększenie obrotów i wzrost jego atrakcyjności z punktu widzenia nowych podmiotów, rozważających wejście na giełdę.

Wróćmy na chwilę do rozumienia rynku w ogólności. Postaram się na koniec tego wpisu odpowiedzieć na pytanie: po co nam rynek? I dlaczego prawdziwie „wolny rynek” to dzisiaj, i nie tylko dzisiaj, okaz doprawdy rzadki.

 

Rynek produkuje informacje i dlatego jest potrzebny, bo informacja koordynuje działania uczestników rynku. To jest naczelne twierdzenie ekonomii wolnorynkowej, ekonomii neo-austriackiej a także większości ekonomistów głównego nurtu.

 

Większość ekonomistów (szczególnie tych prominentnych) wierzy, że rynek jest doskonały. Rynek to dla nich coś czystego, coś naturalnego, coś superinteligentnego – niemalże jak Bóg. Historyk i profesor ekonomii na Uniwersytecie Notre Dame, Philip Mirowski, “Market is super information processor that is smarter than any human being” (min. 18:00).

 

Informacja jest bardzo ważna w teorii ekonomii. Banki są traktowane jako producenci informacji, rynki jako generatory informacji, państwo jak źródło zniekształceń, jako źródło sygnałów, które wpływają na rynek i zniekształcają „naturalną” informację i obiektywną prawdę dostarczaną przez rynek.

 

Niewątpliwie duże znaczenie ma tutaj spuścizna austriackiego ekonomisty, Friedricha von Hayeka, który w swoim słynnym (i najczęściej cytowanym) artykule z 1945 r. pt. „The Use of Knowledge in Society” argumentuje, że rynek jest “cudem” (ang. marvel, zob. s. 527), ponieważ powoduje, że problem rozproszonej wiedzy lokalnej („knowledge of the particular circumstances of time and place” (ibid., s. 521), której nie sposób mechanicznie zagregować, można rozwiązać i wykorzystać właśnie dzięki wymianie rynkowej i rynkowej wycenie wartości dóbr i usług. 

 

Hayek w swoim artykule jako przykład podaje rynek puszek. Mówi, że jeśli w świecie znajdzie się nowe zastosowanie dla puszek (czyli wzrośnie na nie popyt) lub jedno ze źródeł ich podaży przestanie istnieć, to nastąpi dostosowanie cenowe (ich cena wzrośnie). Jednocześnie konsument nie musi śledzić ani losów upadającej firmy produkującej puszki, ani losów nowego wykorzystania puszek, aby zaobserwować zmianę ceny puszek w sklepie i w ten sposób dostosować własny popyt. Można rzec: fair enough. Pomijając, że w tym przykładzie rynek puszek niewiele różni się od wspomnianego rynku pietruszek, Hayek ani słowem nie wspomina, czy puszki może produkować również spółka publiczna, czy może istnieją przepisy standaryzujące wymogi dotyczące produkcji puszek, czy też znajdują się ważne przesłanki, dla których cena puszek powinna odzwierciedlać coś więcej niż grę popytu i podaży (jak np. efekt zanieczyszczenia środowiska), czy jakim podatkiem powinna być objęta ich sprzedaż.

 

Znaczenie rynków jest znacznie większe niż jest to powszechnie deklarowane przez ekonomistów głównego nurtu, na czele ze zdobywcą Nagrody Banku Szwecji, Hayekiem. Rolą rynków jest nie tylko generowanie i agregowanie rozproszonej informacji, w ten sposób prowadząc do „odkrycia” cenowego (ang. price discovery ­– czyli kolejny zwrot mający świadczyć o tym, że rynek jest czymś naturalnym, a cena jest czymś co istnieje w naturze). 

 

Rola rynków jest znacznie większa. Polega przede wszystkim na łączeniu sprzedawców i nabywców w jednym miejscu i czasie (umożliwia wymianę). Po drugie, opodatkowanie lub subsydiowanie rynków przez państwo umożliwia eliminowanie szkodliwych dla ludzi i środowiska działań (np. wysokie podatki na gry hazardowe, alkohol, paliwo, opłaty za jazdę samochodem z silnikiem spalinowym) lub zachęcanie do korzystnych działań (niskie podatki na podstawowe artykuły spożywcze, dofinansowanie domowej instalacji urządzeń fotowoltaicznych, dopłaty do farm wiatrowych itd.). Rynki, wreszcie, to nie są monolity, to nie są bezosobowe maszyny. Są to złożone zbiory jednostek – używając analogii powiemy ekosystemy – podatne na niemoralne działania ludzkie (na czele z wykorzystywaniem pozycji dominującej, łamaniem umów, tworzeniem fikcyjnych spółek, kończąc na wyłudzeniach i oszustwach podatkowych). Państwo nie dlatego ingeruje w rynki, gdyż z jakichś powodów chce je zniekształcić, tylko zwyczajnie dlatego, że pozostawione same sobie rynki w zdecydowanej większości przestają działać. W „naturalnym”, nieskrępowanym stanie firmy mają wiele zachęt do stosowania niemoralnych i często bezprawnych praktyk lub zwyczajnie do monopolizacji rynku przez proces fuzji, wrogich przejęć bądź celowych bankructw.

 

 

Podsumowując ten wpis, należy podkreślić, że nie ma jednego rynku. Rynek to nie jest abstrakcyjny monolit, ani diagram krzywej popytu i podaży. Rynki są zróżnicowanymi ekosystemami (zbiorami) jednostek ludzkich. Jest wiele typów rynków, które pełnią różne funkcje i które – co ważne – są wzajemnie połączone. Stąd możemy analizować rynki jako sieci wzajemnych powiązań, jak pajęczynę relacji handlowych, pieniężnych (kredytowych) i towarowych.

 

W tym łańcuchu produkcja jednego rynku staje się wkładem do produkcji drugiego rynku. Użyteczne jest zatem myślenie o rynkach jako sieciach powiązań (network system), które z natury skłonne są do suboptymalnego działania, co widzimy jak w soczewce podczas kryzysów gospodarczych. Rolą państwa jest tworzenie ram i infrastruktury dla rozwoju i bezpiecznego działania rynków (the state as market facilitator) oraz identyfikowanie i wspieranie wzrostu tych rynków, których rozwój jest korzystny z punktu widzenia dobra publicznego oraz z punktu widzenia zagranicznej wymiany handlowej (the public good and growth identification).

 

Ostatecznie nawet przywołany przykład rynku pietruszki pokazuje, że wolny rynek to raczej pojęcie utopijne. I podczas gdy wymiana barterowa (jeśli istniała) mogła zachodzić bez udziału państwa, we współczesnej gospodarce pieniężnej rola państwa w aspekcie dostarczania prawnego środka płatniczego, systemu podatkowego oraz systemu wzajemnych rozliczeń jest trudna do przecenienia.